poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 1 "Jeden Naród, Jedna Siła "

"Dnia 7 października roku 1342 na placu centralnym w Królestwie Zielonym został podpisany dokument zaświadczający o zjednoczeniu wszystkich państw i narodów.Od teraz panuje równość i pokój!"
Tylko to dało się usłyszeć przez miejskie megafony.
    Na brukowanym placu znajdującym się przed pałacem panował totalny chaos. Setki tysięcy ludzi radośnie witały nowy ład, wielu płakało, jeszcze więcej krzyczało radośnie, a co po niektórzy przytulali ciepło każdego człowieka znajdującego się obok nich. Z każdym powtórzeniem komunikatu poziom zadowolenia wzrastał. Panowała powszechna euforia, która sprawiała, że nawet trzydzieści tysięcy strażników nie dawało sobie rady z utrzymaniem tłumu w ryzach, przez co zamek wyglądał na oblegany. Nagle ukazali się. Tłum gwałtownie umilkł, pozwalają odpocząć strażnikom. Stając na wspaniale udekorowanym balkonie złapali niewielki papier. Ich szaty lekko poruszane przez wiatr ukazywały siedem barw: zielony, żółty, czerwony, niebieski, pomarańczowy, fioletowy i czarny. Wspólnie trzymając niewielką kartkę krzyknęli dumnie i wyniośle:
- Jeden naród, jedna siła! - słowa te miały wielkie znaczenie. Przez dziesiątki lat panowała wojna, setki ofiar, bieda, obawa, wieczne życie w strachu i bólu nagle zniknęło. Granice miały zniknąć, a lud wymieszać. Miała zapanować równość i dobrobyt.


Głowy kraju zniknęły z balkonu w aplauzie, szepcząc między sobą:
- Gdzie on jest...?
- Już dawno powinien tu być...
- To skandaliczne!Czwarta godzina od rozpoczęcia a jego nie ma!- Wszyscy nerwowo wpatrywali się w ziemię skryci w cieniu budynku.
- Cholera! Zwariuję, jeśli potrwa to dłużej!- wykrzyczał Czerwony, lecz nie zdążył wypowiedzieć ostatniej sylaby, kiedy to usłyszał nagły spadek euforii wśród tłumów. Wszyscy ze zdziwieniem ruszyli w stronę balkonu.
 Ukazał się. Przywódcy mówili między sobą:
- Jest!
- W końcu.
- Ale dlaczego główną bramą?- zapytał jeden z nich, lecz nikt nie udzielił mu odpowiedzi. A przecież przez to tłumy ludzi poczuły się zdezorientowane, ponieważ pozornie już stanowili jedność ze wszystkim krajami i nie do pomyślenia było, że jeden z przywódców nie przyszedł na zebranie.
Miał średniej długości włosy, ułożone na wzór porannego przebudzenia. Ich kolor był niezwykle intensywny i żywy. Należał do jednych z najrzadziej spotykanych, ponieważ naturalny brąz nie trafiał się zbyt często. Były niemalże bajkowe. Jednak to nie włosy przykuwały największą uwagę, a to, co było pod nimi. Mam na myśli oczy, które swoim nietypowym kolorem i przedziwnym wyglądem budziły respekt, strach i szacunek, szczególnie na takim poziomie. Były to bowiem oczy natury, które znane był każdemu. A oczy młodzieńca były jedną z najrzadszych odmian- posiadał w swym władaniu bowiem wszystkie pięć, dlatego też kolor jego tęczówki miał pięć kolorów, które wręcz hipnotyzowały swoją żywotnością i realizmem odzwierciedlanych natur: żółty - symbolizujący ogień, niebieski -wodę, siwy- wiatr, fioletowy - elektryczność, brązowy - ziemię. Źrenice otaczało piętnaście czarnych kropek, przy każdym kolorze były trzy, ustawione w linii prostej od źrenicy. To właśnie nazywano Poziomami, które ukazywały umiejętności wojownika. W przeciwieństwie do trzy czy cztero-naturowych oczu, oczy posiadające pięć natur, powiększały swój poziom razem, czyli kropek musi być zawsze tyle samo przy każdym z kolorów tęczówki. Jego ciemny niczym noc bez księżyca płaszcz powiewał żywo - była to nieodłączna część jego ubioru, pod którą skrywał szarą skórzaną zbroję. Przez ramię przewieszony miał pas, który okalając jego ciało na skos, trzymał pochwę wraz z mieczem na jego plecach. Wyglądał niezwykle młodo jak na kolejnego spadkobiercę tronu.
Przeszedł pomiędzy ludźmi z sześcioma strażnikami, którzy zrobili mu przejście. Zapadła błoga cisza.Dało się usłyszeć jedynie odgłosy zbroi i przechodzących ludzi. Budynki otaczające cały plac, niczym sztuczny mur, przyglądały się niezręcznej ciszy. Szatyn spokojnie przeszedł przez żołnierzy armii zjednoczonej i stając w progu drzwi do pałacu, odwrócił wyrok w stronę tłumu i krzyknął z uśmiechnięty:
- Niech żyje jedność!
Tłum błyskawicznie ożył, jakby ich dusze znów powróciły do ciał. Młodzieniec zniknął za zamykającymi się stalowymi wrotami, a uśmiech znikał z jego twarzy.
  Przywódcy czekali na niego już w przedsionku, atakując setkami pouczeń i pytań.Jedynym, który przywitał go z uśmiechem, był Zielony.
- Znów się spóźniłeś Shizen. - wspomniał sytuację, która zaszła w trakcie wojny. Shizen nie odpowiedział, lecz spojrzał na niego jak na przewidywalnego starca. - Dobrze, skoro wszyscy już są możemy zatwierdzić nasz pakt. - udał, że nie zauważył tego spojrzenia, lecz mała kropla potu spłynęła po jego szyi.
- Głupio mi to mówić... - przerwał mu zakłopotany Shizen - ale to może jeszcze chwilę poczekać.Jak na razie mamy nieco ważniejszą sprawę do omówienia. - Jak na siedemnastoletniego chłopca powiedział to niezwykle poważnie, z wyraźną obawą w oczach, które już wróciły do pierwotnej postaci, ukazując nieco przybrudzoną biel jego tęczówek.
- Co to za pilna sprawa? - spytał Masayoshi, opierając się plecami o jedną ze ścian. Był to drugi najmłodszy król w całym towarzystwie. Pomimo swojego wyróżniającego się wyglądu, nikt nie zauważył jego obecności.
   Miał niezwykłe włosy, które wyróżniały się swą nadwyraz żywą czerwienią - nawet teraz pomimo nieznacznego mroku były niezwykle widoczne. Jego czerwień była jedyna w swoim rodzaju. Nikt nigdy nie widział tak czerwonych włosów. Były nieco ulizane, lekko przysłaniając oczy i czoło, ale to wystarczyło, by odwrócić uwagę od koloru jego oczu, które były ciemno niebieskie co oznaczało, że ma głębokie korzenie w swym narodzie, lecz nieco zabrudzone pewnie przez dawny związek jednej z jego prababek z jakimś obcokrajowcem. Był ubrany w długi ciemnoniebieski mundur - wyglądał na generalski tyle, że sprzed czterech lat. Widoczne było wiele szwów i kawałków innej tkaniny. Szczególnie na prawej części, przy klatce piersiowej. Mundur wyglądał jak przeszyty setkami niewielkich igieł i cięć, a następnie zacerowany i odnowiony.
   Postawa Masayoshiego mówiła o nim wiele, zresztą tak jak ciuchy, które miał na sobie. Wyglądał na porządnego, ułożonego oraz utalentowanego młodzieńca i mogę zapewnić, że każde z tych spostrzeżeń jest trafne.
- Hym...- Shizen wpadł w zamysł. - Wolałbym wam to powiedzieć  w sali obrad, niż na środku korytarza. - oznajmił spoglądając podejrzliwie na Masayoshi'ego. -  hyyy, to ten z pierwszego zebrania.Siedział cały czas spokojnie i wydawał się być jakiś nieobecny i rozkojarzony, jakby nudziła go ta debata...jednakże pod koniec zgodził się na pakt... Masayoshi o ile się nie mylę... będę gomiał na oku.- pomyślał.
- Racja. Ściany mają uszy, a korytarz dobry rozgłos. - rzekł Masayoshi i ruszył korytarzem.
Reszta zrobiła to samo. Szli w milczeniu. Było to zupełnie normalne - w końcu każdy żywił zawiść do każdego. Wyobraźcie sobie taką sytuację: niszczyciel waszego narodu, bezwzględny tyran, odpowiedzialny za śmierć milionów idzie obok was. To właśnie z tego względu szli rozproszeni, nie podejmując żadnych niekoniecznych tematów, bo przecież każde niepotrzebne słowo mogło zakończyć się wybuchem kolejnej wojny. Dotarli.
   Zielony stanął przed drewnianymi wrotami i oznajmił, spoglądając na Shizena:
- Eh, już to mówiłem, ale powiem jeszcze raz, specjalnie dla ciebie Shizen - ten pałac będzie dopiero remontowany, więc nie jest w najlepszym stanie, dlatego też przepraszam, że goszczę was w takim miejscu, ale jest ono najbliżej wszystkich krajów, a nie chciałem wam robić problemów z dotarciem.- kończąc zdanie przygniótł Shizena wzrokiem.
  Weszli do środka.Pomieszczenie było ogromne i dobrze oświetlone, spokojnie zamieściłoby tysiąc osób.Oprócz sporego stołu na środku i paru drzwi z tyłu nie było nic.Zdużych okien padały spore promienie słoneczne- głównie to one oświetlały salę. Wprawdzieznajdował się tamjeszcze stary żyrandol, ale nie wyglądał na działający.
- No więc, co to za ważna sprawa? - Zapytał Zielony zasiadając uszczytu stołu.
- Dotyczy ona pewnego przedsięwzięcia...- zasiadł po drugiej stronie stołu naprzeciw Zielonego, zajmując tym samym czyjeś miejsce.
- Przedsięwzięcia? - Zapytał Żółty siadając wraz z innymi.
- Ymm, wiecie, przejęcie władzy i te sprawy, pełna kontrola nad nowym państwem, bez większego rozlewu krwi.- powiedział cynicznie. - Innymi słowy mówiąc, chodzi o zdradę w imię własnych pragnień. - zmarszczył brwi i spojrzał poważnym wzrokiem na Zielonego, którego ręce zaczęły drżeć podobnie jak nogi.
- Sugerujesz, że wśród nas jest zdrajca? - Zapytał Masayoshi, jakby bardziej zainteresowany debatą niż zwykle.
- Ja tego nie sugeruję, ja to wiem. - wyciągnął z pod płaszcza kartki owinięte tekturą i rzucił na środek stołu. Twarz Zielonego wyraźnie zbladła, po czole spłynęły ostatnie dwie krople potu, a trzy słowa odkryły jego karty:
- Rey jest zdrajcą.- powiedział Masayoshi przeglądając kartki. - Wiedział, że wszyscy jesteśmy zmęczeni wojną i postanowił, że zaprowadzi pokój, lecz taki, którym będzie władał, dlatego chciał zjednoczenia. Kiedy Shizen podpisałby papiery wszyscy byśmy zginęli, a Zielony objął by panowanie.- wyjaśnił jakby wiedział to już od dawna, co szybko wychwycił Shizen patrząc na niego zdziwiony. Zielony wstał ponuro patrząc w ziemię. Wszyscy spojrzeli na niego zdumieni.
- Myślicie, że znacie mój plan? - powiedział tajemniczo i niepokojąco. - Mam w swoim panowaniu siedem potężnych państw, myślicie, że możecie mi coś zrobić?! - wykrzyczał jak opętany, a w jego oczach pojawiła się żądza i chciwość. - Myślicie, że...- Nagle uderzył o ścianę z tyłu za nim, krusząc budulec. Wypadł z wgłębienia i padł na kolana, plując krwią. - Co to było? -Zapytał sam siebie.
Wtedy ujrzał Masayoshiego z uniesioną dłonią w jego kierunku. Jego oczy nagle wyróżniły się spośród włosów, zmieniając barwę. Białko i tęczówki stały się ciemnopurpurowe, a źrenice otoczyły czarne kręgi. Rey wstał z pośród kurzu i wycierają brodę z krwi krzyknął:
- Żołnierze do mnie! - naraz ze wszystkich drzwi znajdujących się w sali wylecieli ciężko zbrojni oraz łucznicy. Było ich ponad trzystu. Zielony złożył dłonie i wydał rozkazy: - Zaryglować zamek i zabić wszystkich!
Masayoshi delikatnie się uśmiechnął, a Shizen aktywował oczy. Cała siódemka przybrała pozycje bojowe i w mgnieniu oka zabrali pierwsze życia z tego świata. Przywódcy dysponowali taką szybkością i siłą, że bez trudu radzili sobie z oddziałem milicji. Już po chwili pełno mieczy, strzał i ciał leżało zatopione we krwi.
- Twoje ataki są bez sensu. - oznajmił Czerwony.
- Nie pokonasz nas czymś takim! - wyśmiał go Pomarańczowy.
- Nie miałem zamiaru walczyć z wami w tym miejscu- zacisnął dłonie niczym do modlitwy. - Styl dźwięku Mordercza Fala!
  Szyby w oknach wręcz wybuchły, a salę zajął przerażający dźwięk. Przywódcy zasłonili uszy, ale to nie pomogło. Zaczęli zwijać się z bólu, wtedy Masayoshi krzyknął:
- Nagato! - wyciągnął drżącą rękę w stronę Zielonego, który nagle odleciał w to samo miejsce co wcześniej, wbijając się w beton, a przed nim pojawił się młody chłopak, który wbił mu miecz w klatkę piersiową.Miecz przebił go i pół ściany, skrząc się. Zielony zawisł na mieczu, a jego technika ustała.
- Cholera...- Plunął krwią. - Skąd tu ten dzieciak...- złapał za miecz i wtedy odczuł bezwładność.Jego ręka powoli zsunęła się z rękojeści i zawisła bezwładnie. Rozumiem to przez ten miecz, gdy mnie nim przebił był naelektryzowany i unieszkodliwił mój układ nerwowy.Rana nie jest śmiertelna, ale to jeszcze nie koniec, może nie mogę się ruszać, ale zrobiłem co trzeba...- nagle plac wypełnił się krzykami przerażenia. Zdezorientowani przywódcy podeszli do zniszczonych okien.
  Kostka brukowa pokryła się czerwienią. Ludzie padali jeden po drugim jak kostki domina. Setki strzał krążyły w powietrzu, atakując swoje ofiary niczym orły czy jastrzębie. Z budynków, które otaczały plac wybiegały setki tysięcy żołnierzy... a może raczej barbarzyńców, którzy potężnymi cięciami odbierali duszom dom. Z każdą sekundą ginęła ponad setka cywilów.
- Draniu! Jak śmiesz robić to swoim ludziom! - krzyknął Czerwony i ruszył w jego stronę by wymierzyć sprawiedliwość, lecz nagle powstrzymał go Masayoshi stając na jego drodze.
-Jego śmierć niczego nie zmieni. Będzie tylko kolejną jednostkąw ilości ofiar. - Spojrzał w jego kierunku. - On zasługuje na długie cierpienia, nie na szybką śmierć. - Czerwony wyraźne przemyślał jego słowa i opuścił pięść, zaciskając ją jeszcze bardziej.
- To co mamy zrobić? - Zapytał.
- Walczyć. - odpowiedział Masayoshi. - Jeśli nie chcecie zginąć pomóżcie mi zebrać ludzi. Ufortyfikujemy to miejsce.
- Nie. Nie mamy szans. - odpowiedział Shizen wpatrując się w rzeź. - Jest ich około osiemset tysięcy. A naszych żołnierzy...ym teraz z dwadzieścia osiem tysięcy.- spojrzał na przywódców.
- Ale co nam pozostaje? - Zapytał Żółty, a Czarny i Pomarańczowy ruszyli w stronę wyjścia.
- Nie wiem jak wy, ale ja nie mam już nic do stracenia. - oznajmił Pomarańczowy, stając przed zaryglowanymi wrotami. - Nie mam już rodziny, ani nikogo bliskiego, dlatego nie mogę pozwolić by wojna rozpętała się na nowo. Bo wiem jak to jest stracić ludzi, na których ci zależy.
  Silnym kopniakiem wyważył drzwi tak, że wyleciały z zawiasów. Przywódcy patrzyli na to z niedowierzaniem, w końcu Pomarańczowy nigdy nie uchodził za uczuciowego, a na swoim koncie miał parę ładnych grabieży miast i sposobów tortur. Dlatego też reszta uśmiechając się  i podśmiewając sama do siebie ruszyła jego śladem. Zostali jedynie Masayoshi i Shizen. Masayoshi wpatrywał się w niego od ostatniej wypowiedzi, lecz nagle wyrwał się z transu i wszedł na parapet okna, spojrzał na niego za ramienia.
- Shizen. Jeden z królów natury. Tak jak myślałem, jest niezwykle ostrożny jeśli chodzi o sprawy kraju. Ponadto ma specyficzną zdolność geniusza. Z raportów wynika, że potrafi zrozumieć i znaleźć słaby punkt prawie każdej techniki. Niebezpieczny człowiek. Muszę być ostrożny. - Wraz z tą myślą wyskoczył przez okno i spokojnie opadł na ziemię ruszając w wir walki.
Shizen patrzył poważne na miejsce, w którym stał Masayoshi.
- O czym myślał? Czemu się tak na mnie patrzył? Eh, z jego strony to nie wróży nic dobrego. W końcu ma zdolność geniusza. Potrafi szybko rozumować i łączyć sytuację niczym puzzle. Nie wykluczone, że wiedział o ataku i zdradzie.- nagle doznał przebłysku. -Nie, o ataku nie, ale przewidział zdradę Zielonego, już przed pierwszym spotkaniem. Dlatego nie był zainteresowany debatą. Po prostu wiedział jak się wszystko potoczy...ale dlaczego podpisał dokument?- nagle coś rozproszyło Shizena i nie była to eksplozja jednego z budynków w tle. Był to młody chłopak wyglądający na zaledwie piętnaście lat. Ówcześnie zawołany przez Masayoshiego. Nagato. Z pozoru wyglądał jak czarny anioł. Anioł - ze względu na włosy, które były jaśniejsze niż czysta kartka papieru. Rozrzucone na wszystkie strony sięgały mu aż do połowy pleców. Czarny - ze względu na ubiór, który sprawiał, że mógł się wtopić w choćby najmniejszy mrok. Był nim długi czarny płaszcz z krótkimi rękawami tak jak u Shizena. Na rękach miał czarne skórzane ochraniacze, wzmocnione platyną, która była jedynym metalem niezdatnym do tkania przez Naturę. Nikt, nawet najpotężniejszy generał mający najwyższy poziom oka Natury Ziemi, nie był w stanie nawet nią drgnąć. Dlatego była ona walutą używaną w każdym kraju. W pasie miał dwa sztylety, a na plecach pochwę od prawie półtora metrowego miecza. Z jego całej postury najbardziej wyróżniały się oczy. Pochłonięte przez jasną i żywą czerwień, która wprawdzie nie mogła się równać z czerwienią włosów Masayoshiego, ale również była specyficzna. Pośród czerwieni dało się zauważyć źrenice czarne jak smoła i równie czarne poziomy, które je otaczały. Było ich pięć rozlokowanych tak, że po ich połączeniu można by otrzymać pięciokąt. Shizen przyglądał się chłopakowi, aż do momentu gdy ten nie spojrzał na niego od niechcenia. Szybko skierował swój wzrok w stronę placu, gdzie powstała trzecia siła zwana uzbrojonymi cywilami. Był to spory zbiór mieszczaństwa, który, gromadząc się w jednym miejscu, zdobył broń. Otoczeni ze wszystkich stron, próbowali utworzyć coś na wzór szyku i odeprzeć przeciwnika lecz na próżno. Nie mieli nawet szans z wyszkolonym wojskiem.
- Chyba już pora. - pomyślał Shizen i w jednej chwili wyskoczył z okna. Złożył dłonie w locie i gdy tylko uderzył nogami o podłoże, walnął w nie otwartymi dłońmi. Bruk przeszły błyskawice niczym korzenie rozrastającego się drzewa, rozdzierając go na części i odrzucając kawałki betonu.





Modernizacja letnia lipiec-sierpień 2016r.

11 komentarzy:

  1. Brawo! Właśnie zyskujesz nową czytelniczkę ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wuu, jej!-oznaki radości :P
      Mam nadzieję, że aktywną xd

      Usuń
  2. Rozdział po prostu zajebisty! Wkręciłam się, na prawdę! :D
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Noo to już nie długo następny! :P

      Usuń
  3. Zapraszam do siebie ponieważ jesteś nominowany do LBA
    Www.szerily.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. "Był niemal, że kredkowy" - *niemalże 😉
    . " - wykrzyczał opętany" - hmm... Rzeczywiście był opętany czy to miała być metafora? Bo jeżeli tak to powinieneś napisać "wykrzyczał jak opętany" - ale za cholerę nie wiem o co chodziło 😂

    "Czemu się tak na mnie patrzał?" -
    *patrzył, nie patrzał 😂

    Woah *_* Dzieje się! Nie to co u mnie :3
    Jak ja lubię czerwone włosy 😂
    Niestety nie czytałam 1 wersji tego rozdziału, ale ta jest fenomenalna ❤
    . Już zdążyłam polubić Shinzena :D
    Lecę do kolejnego rozdziału :)

    Pozdrawiam! :)

    P.S Czy tojedt fanfic? Wiem wiem... Już pytałam, tylko niestety nie pamiętam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeny...,jak mogłem zrobić takie błędy... ;_; zawiodłem się na sobie...
      Podobno 1 wersja była znacznie słabsza, więc w sumie lepiej, że tą przeczytałaś :P
      A co do opętania, to chodziło o to, że swoim planem, całą tą ideą przejęcia władzy i nie zniósł, że ktoś odkrył ten plan.
      No a dzieje się do czasu xd
      Potem parę retrospekcji, gdzie w sumie też się dzieje, ale na parę rozdziałów zapanuje spokój :P

      To jest moja fikcja xd
      Fantastyka=>fantasty
      Więc masz tu nówke, nie śmiganą xD
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
    2. 😊 Dzięki za odpowiedź.

      Usuń
  5. Ok, podoba mi się ten rozdział i już polubiłam Shinzena. Zobaczę jak będzie dalej. Mam jednak wrażenie, że powinieneś go przeczytać w poszukiwaniu zaginionych spacji, których czasem brakuje.

    Czy to powinno się zaczynać z małej litery:
    " - hy, ja tego nie sugeruję, ja to wiem. - wyciągnął z pod płaszcza kartki [...]".

    Mi się wydaje, że nie. :D
    Słaby ze mnie jasnowidz, więc nie będę tu kminić fabuły, bo jak ja coś wykminie, to się wszyscy schowają hahah. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że Cię zainteresowałem :)
    Tak między nami, to też lubię Shizen'a, ale nie wypływa to jakoś na inne postacie. Zresztą każda jest spoko.
    Nawet Nagato - czasem płacze i się waha, jak to dzieciak, ale potrafi zaskoczyć :)

    A co do spacji, wyruszam w podróż, by je odnaleźć! :D

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Zanim napiszesz komentarz powinieneś/powinnaś zaznajomić się z zakładką "Warto Odwiedzić" 😊
Komentarze, które nie ujrzą światła dziennego:
❌ Fajny post (link do bloga) 😈
❌ Kopia poprzedniego komentarza.😕
Komentarze, które mogę nazwać "skarbem" :
✔ Część rozdziału, która podobał Ci się najbardziej 😍
✔ Uzasadniona krytyka 🙇
✔ Wytknięcie błędów 😜
✔ ogólne wrażenie i próba przewidzenia dalszej fabuły 😆